Pierwszy raz postu dłuższego niż 1 dzień spróbowałem w 2012 z zerową wiedzą. Chciałem 14 dni, było dużo pracy, jeździłem do pracy rowerem. W ostatnim okresie nieźle zakręciło mi się w głowie podczas wyjmowania czegoś z szafki, więc przerwałem po 7 dniach. Zero wyjścia (panie, skąd ja miałem wiedzieć), jojo, +2kg w rezultacie.
Trzy lata temu waga dobiła do 120kg (187cm, dziś mam 39lat). Kiedyś biegałem maratony, postanowiłem coś zrobić, bo chciałem wrócić do biegania. Na keto zrzuciłem kilka kilo.
Dwa lata temu natknąłem się na kanał na youtubie. Spróbowałem bardziej sensownie zrobić post. Oczywiście nie robię wszystkiego poprawnia. Raczej jakotako, ale za każdym razem lepiej. Często robię wbrew niektórym poradom. Szczególnie uważam, że Małachow czasem wypisuje straszne, szarlatańskie bzdury.
1wsze podejście: 23 dni.
Planowałem 21, ale tak dobrze szło, że szkoda było przerywać.
Dopuściłem się pewnych odstępstw od ortodoksyjnego postu. Po kilku dniach obudziłem się w środku nocy ze strasznym kołataniem serca, rozważałem przerwanie. Zrobiłem sobie kubek melisy, uspokoiłem się i tak do końca 23 dni popijałem trochę melisy, a nawet herbaty.
Wiem, wiem, powinno się robić tak, a nie inaczej. Jednak dla mnie alternatywą było, albo przerwać po tygodniu, albo zrobić odstępstwo i dotrwać do 23 dni. Nawet psychicznie samej wody bym nie zniósł.
Głupi eksperyment: ostatniego dnia zrobiłem sobie trochę yerby, żeby lepiej się pracowało. Jestem debilem. Straszny brak koncentracji, pobudzenie.
Obserwacje: niektórzy ludzie unikają wszelkiego kontaktu z jedzeniem. Ja natomiast lubię się przejść po sklepie na takiej samej zasadzie jak chodzi się po muzeum. Zaglądam w alejki w których nigdy nie byłem. Planuję co można zrobić z nowymi produktami.
Tak samo mam z oglądaniem filmików kulinarnych. Jest dużo ciekawych serii, gdzie pokazują technikę gotowania, omawiają teorię. Czytam również książki w tematyce. Zadziwiające że nie pobudza u mnie apetytu. Znaczy cały czas jest tęskno za jedzeniem, ale im więcej się uczę, tym lepsze rzeczy chciałbym zjeść.
2gie podejście: początek tego roku, 23 dni.
Chiałem dłużej, ale trzeba było zrobić robotę dla klienta, a za dużo myślałem o jedzeniu. Tym razem na wodzie, ale gazowanej. Nikt mi jeszcze nie wyjaśnił co może złego zrobić trochę C02, więc zostawiam sobie tą resztę przyjemności. Ze 106kg zszedłem do 89kg, po odbudowie było stabilnie na 95-96. Święta i imprezy psują robotę.
Obserwacje: Eksperymentowałem z bieganiem. Jakotako szło, ale potem przez resztę czasu czułem ból kręgosłupa.
Po wszystkim poszedłem na kebab, straszne ścierwo, może to kryzys i dają jeszcze gorszy syf, a może oduczyłem się. Dużo gotowałem w domu z powodu koronopaniki, więc nawet jak poszedłem coś zjeść na mieście to po prostu było to kiepskie.
Długo starałem się trzymać keto/lowcarb, ale ostanio skusiłem się na bułki z pobliskiej piekarni. Tragedia, kiedyś bardzo mi smakowały, teraz były paskudne. Myślę, że przyczyna to pół na pół, inflacja i przeprogramowanie smaku.
3cie podejście:
Wejście próbowałem zrobić przez tydzień na samych warzywach. Niestety/stety dostałem jajka prosto ze wsi. O kurdę jaka różnica, musiałem je zjeść 😉
Dzień przed zeżałem kawał ciasta. Usprawiedliwiłem sobie to tym, że zrobię ostatnie bieganie.
Dzień: 01, waga: 98.9, cukier: 94, ketony: 0.2
Długi spacer, wolno idę, zakwacy po wczorajszym bieganiu. Kupno srodków do czyszczenia z zamiarem wielkiego sprzątania.
Idąc ze książką Małachowa postanowiłem zrobić eksperyment i wyczyścić układ pokarmowy metodą praszkwalacośtam. Masakra, nagłupszy pomysł. Przyjęcie takiej ilości soli spowodowało że po wszystkim wypiłem jakieś 3-4l wody
Dzień: 02, waga: 99.9
Wzrost masy po wczorajszym eksperymencie, głód, 0 spaceru, spanie
Dzień: 03, waga: 98.2
Boli głowa, senność, spacer wokół osiedla – 1h
Dzień: 04, waga: 95.3, cukier: 61, ketony: 4.3
Mija ból głowy, praca – spacer do sklepu – 1h
Dzień: 05, waga: 93.8
Lekkość (ale fajnie się wstaje z kanapy), brak głodu, spacer 2.5h
Dzień: 06, waga: 93.1
Spoko, 2h spaceru, serce bije przy stromej górce, bolą więzadła kolana.
Nie mogę (nie chcę) pracować umysłowo więc planuję remont. Chcę mieć fajną podłogę i przez to motywację do ćwiczeń.
Dzień: 07, waga: 92.3, cukier: 65, ketony: 5.0
Czuć kręgosłup, gorzej się czuje, niski cukier, 2h spacer, wieczorem bardzo źle, burczy w brzuchu, ćmi głowa.
Dziś 1/3 postu, w czwartek będzie połowa.
Dzień: 08, waga: 91.7
Lepiej, kręgosłup boli, spacer 6km, ciężkie zakupy do przyniesienia, kręgosłup bardziej dokucza.
Dzień: 09, waga: 90.9
Tracę rachube dni, mało snu, ciężko wstać, prace wyburzaniowe, ciężko idzie, duża ochota na spacer, ponad 2h spaceru, więcej wykonanej pracy wieczorem.
Dzień: 10, waga: 90.5, cukier: 72, ketony: 6.7
Wcześnie wstałem, dobre samopoczucie, książka, drzemka, ponad 2h spaceru, zakupy budowlane, noszenie materiałów 3km, wiercenie, bół kręgosłupa
Dzień: 11, waga: 89.7
Plan minimum wykonany, wynoszenie gratów, dobrze się pracuje przy komputerze, prawie 2h spaceru
Dzień: 12, waga: 89.1
Remont, kręci w głowie, zmiana planów, ból kręgosłupa, ponad 2h spaceru
Dzień: 13, waga: 88.6
Ból gradła, zmęczenie, mało snu, ciężko wstać, po rozpoczęciu pracy ok, ponad 2h spaceru, nogi zmęczone, oglądam gotowanie
Dzień: 14, waga: 87.9
Dzien odpoczynku, zero spaceru, zero pracy, brak chęci i energii, dzień w łóżku, drzemka w środku dnia
Dzień: 15, waga: 87.5
Ból dupy (naciągnąłem sobie jakiś mięsień), nie mogę siedzień, nie mogę stać 🙂 Trochę remontu, ponad 2h spaceru, trochę pracy
Dzień: 16, waga: 86.9
Koniec malowania, prawie 2h spaceru, trochę pracy
Dzień: 17, waga: 86.7
To co wczoraj, mały spadek wagi
Dzień: 18, waga: 85.9
To co wczoraj, głodny
Dzień: 19, waga: 85.3
Zero spaceru, 240kg wniesione, śmieci wyniesione, całkiem spoko
Dzień: 20, waga: 84.8
Trochę spaceru, zakupy budowlanie, spożyczwe, zmęczony, złe samopoczucie, mdli, wodowstręt, mam dosyć
Dzień: 21, waga: 84.0, cukier: 62, ketony: 7.6
Dziś całkiem dobrze, lenistwo, 0 spaceru, porządkowanie spraw.
Tak dziś jest 21 dzień. Kupiłem trochę grejpfrutów. Soki strasznie ciężko mi wchodzą na wyjściu. Dwa dni się przemęcze. A potem, tak jak poprzednio robię „tydzień zup”. Jakiś rosołek, następnie bardzo lubię zrobić sobie krem z dyni (czyli de facto ten rosołek z dynią). Potem warzywa na parze, leczo.
Plany:
Do końca roku ustabilizować wagę poniżej granicy 90kg.
Jeżeli pieczywo, albo coś słodkiego to tylko zrobione własnoręcznie.
Zacząć liczyć makro.
Myślałem o keto, ale pewnie będę miał trochę świeżych owoców z działki. Jest sezon, więc szkoda się katować. Tym bardziej, że biegi w keto są cieżkie.
Przygotowanie jedzenie na zapas. Nagotować x porcji, zamrozić, używać w sytuacjach gdy nie mam czasu i zjadłbym jakiś fastfood.
Posty poświąteczne. Nie będę robił cyrków na święta i nie jadł. Tym bardziej że taka kuchnia jest 2 razy w roku. Chcę dobrać ilość dni potrzebnych na reset smaku i robić krótki post.
Obserwację:
Aspekt ekonomiczny. Podczas postu oszczędza się trochę pieniędzy. W moim przypadku nagradzam siebie jakimś sprzętem do kuchni, sprzętem do pomiarów, zamawiam trochę lepszego jedzenia, kupuję jakąś książkę (Radek! kiedy książka? 😉 ).
Z drugiej strony nie mogę wydajnie pracować przy komputerze, co pociąga spadek dochodów. Najlepiej byłoby pościć, gdybym nie miał zobowiązań, mógłym nawet dotrwać do 30, może 40 dni. Jak ktoś ma posadę, ze którą dostaje x pieniędzy za siedzenie 8h to oczywiście ma łatwiej. Jak się pracuję na własny rachunek to w moim przypadku jest strata.
Długość trwania jest u mnie dynamiczna. Oczywiście zakładam sobie jakąś optymalną ilość dni. Na początku, gdy jest źle robię postanowienie że dobiję do 10 i wychodzę. Jak robi się lepiej to wydłużam do 14, 21 itp. Jak się domyślam takie ilości dni promuję się z powodu mityczny przełomów. U mnie w zasadzie ich nie zauważam. Czasem się czuję troszkę gorzej.
Choroby. Mi nic nie dolega. Zdaża się, że w czasie postu mam ból zęba. W drugim poście czasem bolało mnie ucho. Kilka miesięcy przed przeszedłem przez cieżkie zapalenie leczone antybiotykami. Może w tym leczeniu rzeczywiście coś jest. Jestem zbyt zdrowy, żeby potwierdzić.
Praca fizyczna. Próbowałem tego teraz robiąc remont. Wszystko idzie kilka razy wolniej. Nie oszukujmy się, jest to wysiłem inny niż siłownia, gdzie można sobie dobrać ciężar na kilkadziesiąt procent normy. Jest x kg do przeniesienia, to trzeba to zrobić i tyle. Jak ktoś wykonują taką pracę zarobkowo może mieć problem.
Jazda samochodem. Czasem mam niskie ciśnienie, nawet normalnie zdażyło się stracić przytomność przy szybkim wstawaniu z łóżka w nocy. Na początku postu miewam mroczki przed oczami. Unikam wtedy jazdy rowerem i autem. Jak organizm się dostosuję, wtedy jest ok.
Ludzie. Nikomu nie mówię, że robię/robiłem post. Nie potrzebuję negatywnych komentarzy i demotywacji.
Reset smaku. To jest najlepsze. Po poście wszystko smakuje. Do niczego badziewnego nie ciągnie. Mam ochotę żeby poświęcić nawet parę godzin, żeby przygotować co naprawdę dobrego.